Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/218

Ta strona została przepisana.

bardzo poważnie:
— Kostuś, powiedz mi szczerze dzisiaj to, nad czem często rozmyślam: za co ty mię nienawidzisz?
— Ja? Ciebie? — żachnął się.
— Nie zaprzeczaj. Możeś sobie sam z tego nie zdawał sprawy, ale tak jest oddawna. Czuję w tobie niechęć, jakby zawiść, wrogie usposobienie. Czyżbyś naprawdę zazdrościł mi! Ależ czego? Przysięgam ci, nie mam na sumieniu Misi. Kochałem się w niej po dziecinnemu, idealnie i nie miałem cienia wzajemności. Nie złamałem jej życia, a może przeciwnie, jej obojętność była powodem, żem dał się porwać innej, która mi w duszy zabiła wszelkie piękno i ideał uczucia. Odtąd nie pomyślałem o Misi i nawet już nie potrafię kochać. Więc jeśli o to masz niechęć do mnie, przysięgam ci, nie jestem winien. A zresztą, jeśli masz mi co do zarzucenia, jeślim cię uraził, powiedz, przez pamięć tych czasów, gdyśmy na jednej ławce się uczyli i byli braćmi.
— To było dawno i krótko! — mruknął Kostuś. — Bardzo różne i dalekie są nasze drogi. Ty — wielki pan, dziedzic, ukochanie wszystkich, a ja — takie nic, nikomu niepotrzebny, przez wszystkich krytykowany, nielubiony. Nawet i Marynię straciłem. Wrosła w ten swój Skarbowiec, ma co i kogo kochać, nie rozumiemy się. Babka, ojciec, szwagier, siostra, wszyscy do mnie mają pretensję, że odjeżdżam do Rosji, że szukam karjery. A cóż mi pozostało, co mię tu trzyma, co ja tu mam? Przecie oni wszyscy do tego doprowadzili. Babka pierwsza! A teraz sama potępia. Ale zato przed tobą wszyscy się rozpadają i...
Tu urwał, zamyślił się, jakby mu coś nagle się rozjaśniło w mózgu, i po chwili spojrzał na Stefana i rzekł:
— Masz rację, nie o Misię mam gorycz, nie. Właściwie, może jej i nie kocham.
— Ale com ja względem ciebie zawinił? Wiesz, kiedy to poczułem twoją niechęć? Wtedy, gdy mały Sarosiek umarł i pani Horbaczewska!