Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/219

Ta strona została przepisana.

— Tak, wtedy poznałeś babkę, a dzisiaj poznałeś i Grele. Właściwie czem ty sobie na to zasłużyłeś?
— Na co?
— Jesteś szczęśliwy.
— Ja? żartujesz!
— Dziśbym z tobą na życie i los się pomieniał.
— Bo nie znasz mego życia.
— Ale znam swoje i to, co posiadasz, było mojem marzeniem i kochaniem. Wiesz, jak z nami było. Dziad Ksawery przywiózł nas dwoje, takie małe i głupie pisklęta, tu do Grel. Z jednego gniazda zburzonego do drugiego, które zostało. Tu się wychowałem, to się nazywało nasze, nasz dom. Wiesz, jak to się kocha.
— Nie, nie wiem. Ja nie miałem i nie mam domu. Jestem na łasce u dziada, który mnie nie cierpi.
— I ja byłem na łasce u babki, alem tego wtedy nie rozumiał, i szkoda, bobym nie wrósł w to, co nie moje. Babka uczyła sama nas wszystko to kochać! Na Sybirze tymczasem matka umarła, a potem przyszła amnestja jakaś, ojciec wrócił. Wtedy posłyszałem, żeśmy bez funduszu i ziemi, i wywieziono nas na bruk do miasta. Zaczęło się ciężkie borykanie i cięższa jeszcze za tą ziemią tęsknota, powoli kładł się osad na duszę, niedostatek, obowiązki, inne warunki, przymus szkolny, wpływy różne, idee nowych czasów, wszystko psuło i rozkładało. Marynia odeszła, dobry mój duch, poznałem kolegów różnych, socjalistów i bezmyślników, utopistów i materjalistów, Rosjan, Koroniarzy, trochę naszych Litwinów, wszyscy prawie mieli na myśli karjerę, nie zaprzyjaźniłem się z żadnym!
I wciąż zawsze tęskniłem strasznie za ziemią. To trudno, to już we krwi leży. Uczyłem się medycyny dla chleba, a nie cierpię tego fachu. Chciałem ziemi, zagona, czegoś swojego własnego, u siebie. A toć przecie dla mnie niedostępne. Nie mam nic i nic mieć nie mogę. Doszło między mną a ojcem do gwałtownych scen, czyniłem mu gorzkie wyrzuty za to szalone, samobójcze po-