Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/234

Ta strona została przepisana.

z dwiema opiekunkami, bo i siostrę namówił, ruszył “na nabożeństwo.”
Przyglądała się Misia z ganku drwiąco temu wyjazdowi, a potem we dwoje ze Stefanem zasiedli u babki, która dnia tego raz pierwszy przeszła na fotel i już rozpytywała o roboty, już robiła plany gospodarskie.
Po południu poczuła się zmęczona i senna, więc położyła się znowu i rzekła.
— Zostaw, tu, Misiu, Siemaszkową przy mnie, a wy pojedźcie w pole konno. Pokaż mu ziemię, granice, bydło, stado! Niech się oswaja, poznaje!
Więc pojechali, ona na swej kasztance, on na młodym koniu, którego pasiono na sprzedaż.
— Da mu pan radę? — spytała, trochę nieufna zrazu, ale zobaczyła, że, pomimo pozoru salonowca, sportu i gimnastyki nie zaniedbał.
Wyjechali za wrota w pole, miedzami, ziemia była przemiękła, błoto bryzgało z pod kopyt, na smugach łąk wierzchowce grzęzły i parskały.
— To oziminy, jeszcze nie ruszyły, czekają deszczu — mówiła Misia, patrząc po niebie. — Ten łan trzy lata temu wydarty z pod wrzosowisk. Grele dawniej miały mało ziemi, dużo pustek i nieużytków, babka stworzyła te łany. Większość majątku stanowią lasy nieruszone. Wkoło wszyscy sprzedają, rąbią, niszczą i narzekają na biedę. W Grelach nikt nie narzeka, choć opowiadał mi Siemaszko, że po powstaniu bywał głód, nędza. Teraz to minęło, ale żeby kto z tych biadających sąsiadów wiedział, ilu babka ludzi utrzymuje, ratuje, kształci, toby zdumiał i wierzyć nie chciał, co można pracą i rachunkiem zdobyć i uczynić. Czy pan się zna na gospodarstwie rolnem?
— Nie mam pojęcia.
— Przecie pan tu rządzić będzie! To pana ziemia.
— Mój Boże, lękam się, że to pozostanie marzeniem. Zanadto pęt wiąże mię tam, za wielkie obowiązki. Jestem tu, jakby cudem, może dzień jeszcze, może pa-