zsyłkę i ruinę. Ludzie ginęli, magnaci z dnia na dzień stawali się nędzarzami, namnożyło się zdrajców, szpiegów, donosicieli. Nie było sądu i prawa, było się skazanym na zgubę za jedno słowo donosu kłamliwego. Teraz widzi pan zgliszcza i pustynię, wtedy szalał pożar. Nie każdy ma w sobie materjał na bohatera. Butwiłł uciekł aż do gubernjalnego miasta, tem się ocalił, ale właśnie, że nic nie stracił, potępia cały ten prąd. Tchórzostwo zapewniło mu spokój i dobrobyt, ceni je więc, jak swoją mądrość, i będzie się lękał do końca życia. Takich u nas najwięcej.
— A pan gdzie był wtedy? — spytał Stefan.
— Zagranicą, na chemji w Belgji. Brat tu gospodarzył i też zagranicę uciekł i mnie przytrzymał. Gdy wrócił, zastał majątek spustoszony i spalony, ale konfiskaty uniknął. Ja, skończywszy nauki, dostałem posadę chemika w fabryce pod Moskwą, potem w Jarosławiu, przebyłem w Rosji ośmnaście lat. Od siedmiu lat objąłem zarząd Ostrów. Brat mnie uczynił opiekunem córeczki i długów! Uczę się tedy agronomji od panny Michaliny i pedagogiki od pani marszałkowej. Mała jest w klasztorze w Galicji. Nadmienię jeszcze panu, że tam w Rosji miałem rocznie ośmnaście tysięcy rubli dochodu, a tu dokładam rocznie kilka tysięcy do ziemi i dopiero teraz czuję, że żyję!
— Rozumiem pana! — rzekł Kostuś. — Tam zebrać i tu przynieść — to mój cel.
— A ja, gdybym mógł te lata odkupić, oddałbym wszystko, co posiadam! — rzekł Białozór gorzko. — Nie bierz pan tam nic, nie idź pan tam, za drogo zapłacisz, miljony nie opłacą ci dusznej męki i zatracenia.
— A już przynajmniej, jeśli cię szatan chciwości kusi tam jechać, to się tu ożeń — rzekła Duszka.
Uśmiechnęła się Misia, a Białozór rzekł poważnie:
— To jest święta rada. Znam tam różnych, zdrowo i cało uchowali się tylko żonaci z Polkami. Ci wrócili lub wrócą, ale kawalerowie lub tam ożenieni, jeśli ocalili
Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/239
Ta strona została przepisana.