Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/261

Ta strona została przepisana.

— To się pobiorą w Kozarach, jak inni. Zakon wiadomy!
A tymczasem na folwarku, przy ludziach Saturnin mówił do córki i Marcina miejscowem narzeczem, a wieczorami, gdy byli w izbie sami i zamknięte okiennice, Natalka przędła, a Marcin czytał głośno książki, które z Grel przesiąkały skrycie do Oziernej, do Pachołek, do Siennej, nawet do miasteczka.
Stary, siedząc pod piecem, słuchał, milczał, a tylko bardzo pilnował, by książkę na dzień dobrze schować.
Czasem w święto przyjeżdżali Bohuszewiczowie. Wtedy stary pilnował, żeby babę z kuchni i parobka uwolnić na wieś, do swojaków, bo wiedział, że wtedy będą śpiewy.
Wikcia najwięcej pieśni umiała, z zagranicy z nią przyszły, Bohuszewicz wtórował na skrzypcach, potężnie brzmiał głos Marcina, a Natalkę często łzy zdławiły. I szło po tej izbie o tych listkach, co lecą z drzewa, a wyrosły wolne, o jaskółce, co odlatuje z pustej fary, i o tej, co jeszcze nie zginęła. Za oknem leżał kraj zamarły i milczący, skuty zimą, czerniały zabudowania fermy krośniańskiej, zamknięty kościół, generalskie Kozary, wycięte bory, obce dwory, nigdzie życia ni pamięci, że co innego tu kiedy było.
A ci śpiewali, i płakała Natalka, i słuchał stary Saturnin milczący, zadumany.
W Grelach nie było zmiany. Misia z panią marszałkową gospodarzyły, bywał często Białozór, rzadziej sąsiedzi. Kostuś osiadł w miasteczku, ale mało praktykował, bo objeżdżał okoliczne panny, na żadną jakoś się nie mogąc zdecydować. Od Ostaszewskiej odstraszały go długi, obciążające Suhaki, od Butwiłłówny lojalność i tchórzostwo ojca. W Grelach bywał rzadko, bo babka gderała, że nic nie robi, Misia drwiła, a Duszka napędzała do żeniaczki.
Stefan się nie pokazywał, pisał często. Rozprawę skończył i doktorat otrzymał, o sobie donosił, że pracuje u rejenta w Kaliszu, nie wspominał, ile zarabia ani jakie