wane, zbite, zniszczone!
— Mogą przyjść takie komplikacje! — zaczął pan Ksawery, ale ona znała te jego fantastyczne mrzonki, dzielenie Europy, wypowiadanie wojen i urojone z tego korzyści.
Wstała więc i, spojrzawszy na zegar, rzekła:
— Dziesiąta. Dlaczego dzieci jeszcze nie śpią?
Dzieci sypiały obok jej pokoju. Zajrzała, łóżeczka były puste. Poszła tedy do tak zwanej garderoby i tam ujrzała taki obraz. Na kominie palił się ogień i stara Monika gotowała mleko na jutrzejsze śniadanie. Na kufrze z pościelą, przy kominie siedziała żebraczka, a przy niej na stołeczkach dzieci, żebraczka nie miała na sobie sakw i wielkiej chusty, nie wyglądała na starą babę.
Z poza białego rąbka, co okrywał jej włosy, wyglądała twarz dziwnie pogodna i błyszczały wyraziste czarne oczy.
Sukmana siwa, gruba, nadawała jej postaci jakieś posągowe kształty; opowiadała coś dzieciom.
Byli wszyscy tak zasłuchani, że nikt nie zauważył wejścia pani marszałkowej. Stanęła w progu, słuchając.
— Więc, jak się ludzie dowiedzieli, że te dzieci od tej Świętej takie medaliki mają, zaczęli przemyśliwać, jakby je odebrać i tę moc, co w nich była, sobie zdobyć. Więc naprzód napadli na chłopczyka i nuż mu obiecywać, że dostanie piękne konie i złote zbroje i pałac i bardzo smaczne potrawy, byle ten medalik dał. I połakomił się, i oddał. A na dziewczynkę wpadli z kijami i rózgami i powiedzieli, że jej oczy wykolą, że ją głodem zamorzą, że ją w czarny loch wrzucą — i zlękła się i oddała. Aż tu raptem wszystko się im przemieniło, stracili siłę i zdrowie, i pamięć. Co chłopcu z konia, kiedy nie umie nań wsiąść, co z pałacu, kiedy nie rozumie, że panuje, a smaczne potrawy je, jakby jadł piasek czy drewno. Nie pamięta, kto on taki, nie umie siebie nazwać, i czegoś mu przecie straszno, i wszędzie mu nudno. A dziewczynka raptem straciła głos, ni śpiewać nie może, ni śmiać
Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/60
Ta strona została przepisana.