Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/73

Ta strona została przepisana.

mniej ludzi o tem wiedziało. W Grelach nie rozpowiadano o nim, ani chłopom ani Żydom, bojąc się donosu i śledztwa.
Nastały szarugi, bezdróż, ludzie nie odwiedzali się, pora była stosowna do utrzymania tajemnicy.
Jednakże w taki czas straszny — w zadymkę — przyszła wieczorem do Grel kobieta.
Długi czas stała pod oknem oficyny, do izby Siemaszków zaglądając, aż ją psy opadły — i weszła. Okręconą miała głowę płachtą, że ledwie widać było oczy i — wskazała na usta — że niemowa. Ludzie zebrani u pieca na gawędę spojrzeli po sobie, porozumieli się wzrokiem. Siemaszkowa dała jej chleba i kaszy w misce, wskazała miejsce na ławie. Długo siedziała kobieta — nie jedząc, oczami tylko śledząc kołyskę.
Siemaszkowa wyjęła chłopca, dała mu mleka z butelki okręconej gałgankiem. Ludzie gwarzyli to i owo. Gdy dziecko złożono do kołyski — niemowa włóczęga wstała, pokłoniła się nisko, chleb schowała w zanadrze — i wyszła.
— Matka! — poszedł szept po izbie.
Znowu po niejakimś czasie — chłop brodaty z włosami długiemi, w jakieś resztki kożucha odziany, o zmroku wstąpił do izby. Pytał o drogę, o robotę — a oczami czegoś szukał po izbie i zwlekał z odejściem — a wyszedł, z alkierza głos dziecka zasłyszawszy.
— Był ojciec! — rzekła Siemaszkowa do męża, gdy na wieczerzę z gumna wyszedł.
Gdy śniegi spadły, znajdowano pod oknem ślady nóg w chodakach — czasem krew była na tych śladach — znak dalekiej, dalekiej wędrówki. Często w nocy psy podnosiły hałas — ścichały psy poczciwe, co znały, że ci, co pod to okienko przychodzili, złych zamiarów nie mieli, co poznały wreszcie tych gości nocnych!
Siemaszkowa twierdziła, że bywało w nocy, że się dziecko budziło, odzywało cichutko, jak kotki małe się odzywają, gdy zostaną same w gnieździe, a czują, że