Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/87

Ta strona została przepisana.

— Owszem. Miło mi będzie poznać zięcia i synowę.
— Ona za męża weźmie Ducha, a ja za żonę Ziemię.
Stary spojrzał po nich i rzekł poważnie:
— I będziecie oboje mieć po jednem dziecku — Zawód.
— Phi! — rzekł zuchwale Kostuś. — Będę myślał o dzieciach, jak dostanę żonę.
— No, a ty co?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Niech ojciec powie, kto się o mnie oświadczył?
— Nie byłaby to kobieta ciekawa? Powiem ci tylko, że jeśli przyjmiesz, będziesz mieć ziemi co niemiara.
— To już wiem! — zawołał Kostuś. — To wuj Staś.
— Takiś dowcipny!
— Wielka sztuka. Przecie wczoraj był i oczy w nią wlepiał i ciastek tyle przyniósł. A niechby ona poszła!
— Bardzo dobra partja! — mruknął ojciec.
— Nam i tak dobrze! — rzekła dziewczyna.
Skończyli jeść, niebardzo syci, ale zadowoleni. Ojciec zapalił papierosa i czekał na herbatę, dziewczyna zmywała statki, chłopak naciągał już znowu szynel.
— Już idziesz?
— Oho! Nim na Leszno zalecę, a potem na Marjensztat do pani Horbaczewskiej, a potem na Warecką. Jest parę kroków. Wieczorem ma tu do mnie przyjść Lisiecki! Mówił, że ma jakąś śliczną nowinę z Galicji.
Wyszedł z dobrą miną. Tych trzech korepetycyj zazdrościli mu koledzy, rachowali, że zarabia 24 ruble miesięcznie. W rzeczywistości tylko ta na Lesznie u Rosenblatta była płatna, u pani Horbaczewskiej uczył darmo dwóch bąków z Litwy, bardzo biednych. Pani Horbaczewska miała na swej stancji specjalność — zbieranie Litwinów tępych i niezamożnych.
Na Wareckiej zaś mieszkał Rosjanin urzędnik, którego protekcji zawdzięczał wkręcenie do gimnazjum, wbrew polskiemu procentowaniu. Za to ojciec przepisywał mu darmo akta, syn mozolnie kuł lekcje z nieukiem