Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Duszka wtajemniczona była w wszystkie tajne stowarzyszenia tej “młodej Polski.” Wiedziała, gdzie i kiedy odbywały się lekcje polskiego języka i historji, gdzie się zbierała organizacja różnych związków, gdzie bywały odczyty i posiedzenia oświaty, jaką drogą dostawały się pisma i książki z zagranicy. Wiedziała wszystko, a umiała milczeć jak grób, a umiała zapalone głowy mitygować, śpiące ożywić. A mawiała zawsze nowym przybyszom z Litwy:
— To widzisz, duszko, tobie takie szczęście, żeś się tu wkręcił do Warszawy. Ty, duszko, ucz się, jakbyś się najadał na długi głód. Bo to jak tam do nas wrócisz, albo do Petersburga na studenta pójdziesz, to tam już nic nie dostaniesz, nic nie posłyszysz, niczego takiego się nie nauczysz. A kto wie, może będziesz gdzieś w Rosji służył, to jak nie nabierzesz mocy tu, to tam już całkiem przepadniesz, jakbyś zapomniał, kto ty taki! A to wszystko trzeba tak umieć jak Ojcze nasz, żeby cię ze snu zbudzili i spytali, żebyś każdą rzecz umiał i po porządku, i na wyrywki. Ho, ho, to po katechizmie pierwsza nauka.
Z jej to natchnienia Kostuś zaczął dawać korepetycje dwom następnym lokatorom: Bułhakowi i Sarosiekowi. Dobre to były chłopaki, ale zahukane i oszołomione Warszawą. Mieli przytem okropny akcent, drwili z nich koledzy, zamiast się rozwijać, dziczeli i zamykali się, urażeni. Rodzice borykali się z biedą w zrujnowanych majątkach, skąpo udzielali zasiłków.
— Ty, duszko, bogaty, według nich — mawiała Duszka. — Ty umiesz, nie ucząc się, ty pierwszy w klasie, a oni ostatni. Broń Boże, nie przejdą po egzaminie, to będzie hańba wam, tęgim Litwinom, żeście ich za łeb nie wyciągnęli!
Więc Kostuś kuł, aż potniał z Sarosiekiem i Bułhakiem, wbijając im w głowę grażdankę i matematykę, historję imperji i katechizm po rusku.
Był tylko jeden Litwin, którego Duszka niecierpiała. Nazywał się Lisiecki, znajomy Korewy. Właściwie stu-