Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/115

Ta strona została przepisana.




V

Zośka tymczasem napisała do Stefy, a że pieniędzy nie miała na drogę, poniosła wieczorem do złotnika parę klejnotów, co miała po matce i sprzedała je za pół ceny.
Tegoż wieczora odbywały się u Bajkowskiej uroczyste zaręczyny Emilki, z muzyką, winem i tańcami, dom cały był oświetlony, bawiono się hałaśliwie. Nie chcąc przechodzić wśród hulającego grona, weszła od podwórza i pod parkanem spotkała Kasjana, który jakby na nią czatował.
— Czemu to panienka do Czaharów nie jedzie? — rzekł. — Toć tam flisaki wszystko rozniosą.
— Dlaczego? A gdzież Moszko?
— Niema ani żywego ducha w chacie, ani we młynie. Ja tam przypadkiem — wstąpił pustki! Młynarz, szelma, młyn okradł, a że wodę grobla zniosła i młyn zerwało, więc uciekł. To ja Sydorców zwołał, kazał młyn łapać, a sam tu po panienkę skoczył. Niech panienka zabierze się stąd całkiem i jedzie tam zaraz.