Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Myślałam, że żenić się z nią będziesz?
— Żenić się? Jedną babę na całe życie mieć? A żeby ona kufą spirytusu była, toby mi obrzydło ciągle ten sam pić i ciągle na nią patrzeć. Jeszcze taka harmata! Jakby ją przewozić, toby towarowy wagon pod nią najmować trzeba. A gdzie ja ją osadzę — jakbym się ożenił — stodoły na nią trzeba, nie chaty.
— A tak ci się podobała!
— No jużci — że zdechnie ona prędzej — jak ją kto weźmie — choćby nie wiedzieć jaki bogacz był. Szelma, suka — powiada mi co ty mnie, ty nie gospodarz, gdzie twoja rola, gdzie twoja chata i chudoba? Ty sobie szukaj wołokity — jak ty sam! — A ja jej powiadam: Zobaczysz i ty swoje ucho prędzej — jak ja ci dam iść za kogo. Oj, co ona mi za to dała — dała — a kułaki to ma jak pracze. Nie babska moc i ryzyko. Jak zaczęła walić, to Naumowa od rzeki przyleciała — myślała, że to ja łomocę. Aj — co śmiechu było!
— No i co będzie?
— A co? Swaty do niej nie przyjdą. Ja zapowiedział — nikt się nie ośmieli.
— No, Kasjan, a jeśli ona ciebie nie chce?
— Prosić to baby będę? Pokręci się, pokręci i sama przyjdzie. Takie uparte i hambitne, to potem najlepsze do roboty — jak byki.
— Oj, Kasjan — żebyś to ty takim bykiem nie był. Żeby ona tobą nie orała!