Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/133

Ta strona została przepisana.

ków, uczniów różnych sztuk, sam się zawsze czegoś nowego nauczył i w tej dobrej kompanji śpiąc, jedząc, pijąc, spacerując i kształcąc się, czekał śledztwa. Czasami tylko, z boku na bok się przewracając, gdy ze zbytku snu trapiła go bezsenność — stękał i mamrotał.
— Trzymaj mnie, trzymaj, ale jak mi przez ten czas kto moją harmatę tknie, to popamiętasz.
Nareszcie przyszła na niego kolej. Wezwany na śledztwo od poprzedniego opowiadania na słowo nie odstąpił. Zresztą nie potrzebował. Jego pobyt w Woronnem zaświadczyła cała wieś. Semen, właściciel wieprza, za ukradzenie którego Kasjan pokutę odsiedział, poprzysiągł, że właśnie w ową noc wyprawy do tajnej gorzelni, Kasjan do późna w noc siedział, bo się ładzili i pili na zgodę. Kucharka urzędnika wyparła się, żeby go znała, był jakiś chłop, ale jaki, nie pamięta. Sprowadzony Czetyrbok łatwo też dowiódł, że znajdował się wówczas w młynie. Żyda z Pomian i cygana ze Szczepek nie dostawiono, bo tacy nie istnieli. Sprawa upadła i pewnego dnia Kasjan, jako nieszczęsna ofiara sądowej pomyłki, wyszedł z ostrogu po pożegnalnym bankiecie lokatorów.
Na świecie był już czerwiec, więc Kasjan przedewszystkiem przepił kożuch, bo mu zawadzał, ściągnął zaś z wozu przed szynkiem czyjąś świtkę, ukradł czółno, trochę drobiazgów po kramikach na rynku i przepadł, jak kamień