Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/145

Ta strona została przepisana.

go poznały, przybiegły i poszły za nim do poddaszka przy stajence, gdzie na łańcuszku do słupa przykuty za nogę — mieszkał ogromny puhacz. Niemiec go trzymał do polowania na jastrzębie i wrony — okaz to był bardzo rzadki, tak, że go Motold i myśliwi, co do Łasicka przyjeżdżali, oglądali z ciekawością, i Niemiec się nim bardzo szczycił. Ptak był drapieżny i złośliwy, rzucał się na ludzi, dziobał i bił skrzydłami.
Kasjan łańcuszek zerwał i począł się ze straszydłem szamotać — ale pokaleczony — świtkę swą ściągnął, obmotał nią zdobycz i tak uniósł. Psy nie protestowały, owszem przeprowadziły w honorowej eskorcie do pławicy.
Rano powstał sądny dzień w leśniczówce, gdy stratę spostrzeżono. Ale nikomu nie przyszła kradzież na myśl, myślano, że puhacz sam łańcuszek zerwał i uleciał. Szukano go po lesie, Niemiec desperował, ale puhacz przepadł.
Kilka dni tem była cała rodzina zajęta, gdy wydarzył się nowy, niesłychany wypadek. Nad rzeką ścięto trzy dęby. Niemcy znaleźli świeże pnie, skrzesane gałęzie, drzew ani śladu.
Naturalnie wszyscy czterej udali się na nocną obławę na złodzieja i następnej nocy zastali nad rzeką Kasjana, gdy najspokojniej w świecie spiłowywał czwarty pień dębowy. Gdy, osaczywszy go, wypadli wszyscy czterej z gąszczy i obstąpili ze strzelbami i okrzykiem wściekło-