Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/15

Ta strona została przepisana.

do sieni i po chwili rozległ się znany Wilszycowi głos Karola Janickiego.
— Przepraszam szanownego pana za najście o tak późnej porze, ale stała się rzecz tak niesłychana, że musiałem dziś jeszcze o ratunek i radę prosić. Zośka odmawia podpisania działu, no, ale chyba musi być prawo, żeby ją do tego zmusić, albo obejść się bez jej zgody.
— Ja przeczuwałam, że ona im nawarzy piwa — szepnęła Wilszycowa do Spendowskiej.
— Co ty mówisz? Odmawia? Jakto? Dlaczego?
Janicki zasapany, rozdrażniony przywitał panie i jąkając się z alteracji wielkiej mówił:
— Jakto? Dlaczego? Czy wuj jej nie zna? Żeby nam na złość zrobić, żeby nas zgubić. Ona nas nie cierpi, bośmy na jej warjacje się oburzali i strzegli. Ale to nie może być, żeby ona, córka, mogła nam przeszkodzić.
Spendowski milczał, a na ostatnie, do siebie zwrócone zdanie, powoli odpowiedział:
— Dział może być prawomocny przy zgodzie wszystkich członków rodziny. Należy wpłynąć na pannę Zofję, wyrozumieć jej chęci, bez jej podpisu nic uczynić nie możemy. Zapewne powiedziała panom, dlaczego zgody swej odmawia.
— A powiedziała. O! ona widocznie dawno plan ma gotów. Żąda wydzielenia swej czternastej części ziemi, a siódmej w ruchomościach i żąda wydzielenia schedy Wacława.
— Wacława? — zawołali wszyscy zdumieni.