Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/153

Ta strona została przepisana.

lowała ekran na atlasie i drewniany stolik upiększyła wypalonym jeleniem, wyszyła na kanwie kilka pasów na meble, bardzo długo proszona umiała zaśpiewać «salonowy kawałek», tańczyła z gracją, w poważnych kwestjach nie zabierała głosu, miała mnóstwo przyjaciółek, z któremi na zabawach w przerwach tańców chodziła szeregiem po salonie i szeptała z ożywieniem zwierzenia i wrażenia, no i to wszystko czyniąc — czekała amatora. Zrazu posunął się jeden i drugi z kawalerów, ale to powodzenie uczyniło ją wybredną, zresztą nie były to «dobre partje». Jeden był mały i brzydki, drugi student bez żadnej pozycji — trzeci nie umiał się «znaleźć» w salonie i nie tańczył, czwarty — stary wdowiec. Po tych amatorach nastąpiła pauza. Minęło trzy lata, nikt się nie posunął. Młodsze dwie siostry podrastały — strach obleciał mamę Sterdyńską, wywiozła Ninę na karnawał do Warszawy; kosztowało to parę tysięcy, ale oprócz jakiegoś zbankrutowanego, łysego kandydata z pod Kalisza — nikt panny nie zatargował, a młodsza, Wanda, gwałtownie już potrzebowała długiej sukni. Wtedy mama Sterdyńską spuściła z tonu, zaczęła być coraz słodsza dla różnych ciotek i wujaszków, zaczęła bywać z córką szerzej i niżej — i oto na jakimś baliku u Lucjanów Janickich kumoszki ośmieliły Karola, namówiły pannę — i ani się obejrzeli jak ich zeswatano, jak im wmówiono, że są w sobie zakochani.