Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/154

Ta strona została przepisana.

Odtąd szło wszystko zwykłym trybem. Karol robił świetny interes, pilnował więc go sumiennie, zaprzestał gry w karty i rozpusty, bojąc się, aby nie doniesiono o tem do Sterdyńskich, narzeczonej asystował pilnie, spełniał jej wszelkie życzenia i fantazje, zgadzał się z nią we wszystkiem, dla Sterdyńskich był z czołobitnością i uszanowaniem, służbę ich przepłacał, o posagu nie wspominał, był na wysługi całej rodziny.
Z narzeczoną mówili, gdzie i u kogo będą bywać, kogo przyjmować, jakie upiększenia zaprowadzą w domu i w ogrodzie, mówili też zapewnie i o miłości. Ślub odłożono do końca żałoby — miał się odbyć w karnawale, a tymczasem widywali się co parę dni i Karol więcej czasu spędzał u narzeczonoj niż w domu, zostawiając gospodarstwo na ręce i głowę nowoprzyjętego rządcy.
Co się w polu i gumnie działo, Karol nie wiedział — nie miał na to czasu. Gdy wpadł do domu, oblegali go rzemieślnicy, musiał jeździć do Warszawy, był zapracowany ekwipowaniem się. Woronne zresztą było mu równie nieznane jak wnętrze Afryki.
Za życia ojca mieszkał w oficynie, żył po kawalersku, pożyczał na karty i kochanki, bawił się, jeździł na baliki do miasteczka; do rządów stary go nie dopuszczał, ale też w jego życie nie wglądał. Rządziła Zośka. Rodzeństwo nie kłóciło się, ale i nie godziło ze sobą. Karol przez