Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/155

Ta strona została przepisana.

politykę, bojąc się jej wpływu na ojca, był z nią grzeczny. Zośka zdawała się nie zwracać na niego żadnej uwagi, jakby nic nie widziała. Od chwili, gdy bracia zabrali ją z Paryża, nie przemówiła do nich inaczej, jak z potrzeby interesu, lub w potocznej rozmowie. Przez siedem lat nie zmieniła się w swej zaciętości, ale też ani razu ze spokojnego taktu nie wyszła.
Karol drwił z gospodarstwa ojca, babskie jej rządy lekceważył i rezonował, że jeśli Woronnne nie zginęło przy takiej administracji, to fachowy rządca potrafi zaprowadzić inny ład, da dopiero dobry dochód. Postanawiał też po ślubie zająć się do gruntu zmianami, a tymczasem musiał narzeczonej asystować i ekwipować się.
Najbliższym sąsiadem Woronnego był Wilszyc, szwagier Janickiego. Przed laty, jako miody chłopak, daleki powinowaty, przybył do Woronnego za chlebem. Pochodził z Białorusi; było ich pięciu braci na małej folwarczynie, więc się po świecie rozeszli. Janicki dał mu u siebie robotę, chleb, chłopak był obrotny, pracowity, przemyślny, więc po kilku latach uciułał trochę grosza, ze schedy od braci dostał kilka tysięcy złotych, poszedł na dzierżawę, potem kupił folwarczek i ożenił się z siostrą Janickiego, trochę «brakowną», bo garbatą panną Barbarą. Janicki dał w posagu pięć tysięcy złotych, dziesięć krów,