Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Panna Zofja nie zatai, jeśli o kapitałach coś wie — rzekł Spendowski.
— Pytałem, odpowiedziała, że księgi ojciec sam prowadził, żebym je przejrzał. A wie wuj, że ona nawet do Woronnego wracać nie chce. Powiedziała, że tu w miasteczku zamieszka i po wydzieleniu jej czternastki, tam osiędzie.
— Gdzie będzie mieszkać? Z czego się utrzymywać? — jęknął Wilszyc.
— Już znalazła drugą warjatkę. Tę wściekłą Bajkowską. U niej wynajęła już pokój.
— Jezus Marja! W traktjerze będzie siedzieć. To już skończenie świata! — zawołała Wilszycowa.
— Na to nie można pozwolić — rzekł Wilszyc — ja się z nią jutro rozmówię — ona musi się opamiętać — ja jej przedstawię, czem to grozi, ja jej zapowiem, że wszyscy ją odstąpimy, na nikogo niech nie rachuje. Ona się zlęknie opinji publicznej i zerwania z rodziną. Jeszcze nie desperuj, Karolu — uchodzimy ją. Zresztą przez wzgląd na Owerłę, na skandal nie odważy się. Gadać w gniewie łatwo, ale po rozwadze się umityguje. Ja ci powiem, że najgorsza jest scheda Wacława. Jeśli naprawdę on żyje, musicie go wydzielić. To nie czternastka siostrzana, to dziedzic wam równy.
— Ojciec powtarzał do ostatniej chwili: mam dwóch synów, tamten swoje wziął, nie znam go i nic jego tu niema.