Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/18

Ta strona została przepisana.

— To jest fakt moralny, to żaden dokument — rzekł Spendowski. — Woronne pójdzie na trzy działy. O, bardzo się interes gmatwa. Nasz pierwszy projekt zupełnie trzeba zmienić, żaden punkt nie zostanie.
— Więc ja zginąłem! — jęknął Karol płaczu bliski. — Pozostaje mi chyba w łeb sobie palnąć. Lucjana z dzierżawy wyrzucą — na dziady zejdziemy wszyscy. Panie Florjanie, w najlepszym razie, kiedy może być dział zatwierdzony?
— Przy ogólnej zgodzie — do pół roku formalności się przeciągną.
— Więc i sprzedaż lasu i pożyczka bankowa nie może być pierwej?
— Nie! — odparł prawnik stanowczo i dodał po namyśle: — tylko mógłby pan otrzymać prywatną pożyczkę, opartą na sprzedaży lasu, ale nic nie można zrobić i dostać, dopóki dokument dzielczy nie będzie przez was wszystkich rejentalnie podpisany...
— Wuju! — porwał się Janicki — rozmówcie się dziś jeszcze ze Zośką, uspokójcie Lucjana — ratujcie nas. Konie moje stoją. Jedźmy!
— Jedź Michale! — rzekła Wilszycowa.
— No, to ruszajmy razem, już późno! a możeby i pan, panie Florjanie z nami, to zaraz będziemy wiedzieli, co jutro poczynać. Ja jestem pewny, że dziewczyna się opamięta — a im istotnie pilno kończyć.
Spendowski się zgodził. Do zajazdu gdzie