Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/196

Ta strona została przepisana.

— A ja? Mnie nic? — rzekł ponuro.
— Tyś wolny przynajmniej. Jeżeli zaś kłamała ci — może niedola ją tego nauczyła. Widzisz — człowiek wolny, niezależny, szczęśliwy — nie kłamie nigdy. Dlatego mi jej żal. Tyś cierpiał — a ona, jeśli tem jest, co mówisz, cierpieć nigdy nie przestanie, bo wybacz, ale taka którąś ty wybrał z powołania prostytutką nie zostanie. Znam ciebie i pewnam, że jeśliś kochał, to nie tylko zmysłami i ona musiała mieć duszę.
— Miałem to złudzenie — poszło w to samo błoto, gdzie i wszystko. Kiedyś ci wszystko opowiem, dziś mi dość wstydu i wstrętu z tych wspomnień i niech się pogodzę z tą myślą, żeś i ty jak wszystkie. Kobieta będzie kochać sto razy i zawsze będzie przysięgać, że tak kocha pierwszy raz. — A chaque amour la femme se croitra devenir vierge — jak ktoś powiedział.
— Pewnie autor, nie autorka — uśmiechnęła się. — Zresztą, ktoby nie powiedział — znajduję bardzo śmiałem a ciasnem, wydawanie zdania o wszystkich kobietach, na zasadzie doświadczenia osobistego na kilku egzemplarzach. To trochę zanadto zoologicznie. Ja też nie jestem «jak wszystkie», bo w kwestji długów uczuć i myśli niema «wszystkich», każdy i każda jest inny.
— No, więc Zośka — tyś się nie zmieniła? Przecie pamiętam cię wtedy w Warszawie. Zaprzyj się, żeś kochała.