przewiózł ją do Cannes, bo jej się nudziło długo na jednem miejscu i wzywany interesami i terminami wrócił. Cały ten miesiąc zeszedł mu na dogadzaniu rozgrymaszonej chorej, na służeniu jej, słuchaniu paplania i znoszeniu złego humoru i narzekań. W chwilach łaskawszych powtarzała: «jak to dobrze, że się tu rozerwiesz i wypoczniesz. Jakam rada, że ci daję możność użycia świata i dostatku». Gdy oznajmił, że wyjeżdża, nie protestowała, bo zawiązała przy table d’hôte bardzo przyjemną znajomość z jakimiś Francuzami i bawiła się doskonale w ich towarzystwie.
Motold w powrocie wstąpił do Szwajcarji — i spędził w jakimś górskim zakątku, zupełnie sam, trzy dni. Nie było tam nawet hotelu, mieszkał u chłopa, o świcie szedł w góry — leżał gdzieś nad potokiem cały dzień, czytał lub zamknąwszy oczy słuchał szumu wody, potem któregoś wieczora pojechał wprost do kraju i ledwie wysiadłszy z wagonu, już miał sesję bankową, potem sprawę w sądzie, zwykły tryb swego życia. Załatwiwszy sprawy w gubernji — pojechał do powiatu, tam mu znowu zeszły prawie trzy dni i wreszcie ruszył do domu. Spytał stangreta, czy baron jest jeszcze w Łasicku, dowiedział się, że wyjeżdżał dwa razy do Warszawy i wrócił temu trzy dni. Na promie w Ługach spotkał Mirona. Przeprawa była ciężka, bo właśnie reparowano groblę, Miron poskoczył
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/212
Ta strona została przepisana.