Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/216

Ta strona została przepisana.

i poglądy różne — były mu strasznie obce i rażące. Tedy przestał na nią rachować, myśleć, cierpieć — został sam z pracą. Ona nawet nie zauważyła zmiany, może była jej rada, choroba zerwała resztę węzłów — odwykli od siebie, chociaż pozornie byli ze sobą jak najzgodniej i uchodzili za najprzykładniejsze stadło.
Motold starzał tylko — nikt go do młodych nie rachował; nikt nie widział w nim ani zapału, ani wesołości, ani wybuchu. Trzeźwy był, pełen taktu, obowiązkowy, rad każdemu usłużyć, zdolny, świetny administrator, tęga głowa — wszystkie przymioty posiadał, był poważany, ale nielubiany. Z ludźmi wciąż obcując, nie uchylając się ani od towarzystw, ani od zebrań — nie miał przyjaciół. Nie był on ani mruk, ani pyszałek, ani egoista — grywał z panami w karty, bawił panie na wieczorach, przyznawano mu doskonałe towarzyskie formy, ale właściwie żył ze wszystkimi i z nikim i czuli instynktem ludzie, że ten człowiek, choć nigdy nie kłamie, tego, co myśli i czuje, nigdy nie wyraża i nie było takiego, któryby posłyszał z jego ust cośkolwiek z jego domu i życia, prócz oficjalnej odpowiedzi o zdrowiu żony.
Tak przeżył Motold w swej rodzinnej okolicy siedm pracowitych lat, i wiedział, że drugich siedm już tu nie spędzi. Gdy wracał wtedy do ojcowizny, zrujnowany, z żoną i jej kapitałem,