Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/219

Ta strona została przepisana.

nienka i krowy i korowaje i chatę przy młynie. Paskudztwo to wszystko, te dostatki, dobytki — potem od nich ani odejść, ani rzucić. Jedno zdechnie, drugie ukradną, a ze wszystkiem kłopot — i dumka do tego uwiązana. Powietrze morowe na te baby. Myśli pan, uparł się ja, żeby była moja racja — chce bestja ślubu — będzie miała. Tak się spiję, żeby nie wiedzieć co robić. A potem, jak już na swojem postawię, to zwalę szelmę za te wszystkie fanaberje, za moją wolę i dolę kozaczą, już ona dziesiątej zakaże!
— Jestem pewny, że ani tkniesz, bo to «paskudna» robota. Wartoby było kazać, żeby ci po czepinach chomont na głowę włożyli, a taką szanować warto.
— At — co robić! Zapoiny wypili, zapowiedzi idą, rubla za pacierz, com zapomniał, zapłaciłem, skacz nieboże na dno! Jednakże, panie, żeby bab na świecie nie stało, toby było mniej pcheł, a jakby pod oczy nie lazły i zębów nie szczerzyły, toby człowiek o nich i zapomniał. Dobrej nocki panu życzę, i dziękuję za łaskę.
— Pozdrów swoich państwa ode mnie.
Kasjan już w łodzi był, ale jeszcze na odjezdnem rzekł:
— Pański szwagier, to się czepił panienki, jak rak niewodu. Licho mi nadało z nim się zarwać wtedy, było objechać i święconem zielem okurzyć. Jeszcze dur nawlecze na panienkę.