— Tak, ale taki, który sądów się boi. Ta jego siostra — jest żoną Wacława.
Motold się zdumiał. Tedy mu opowiedziała sprawę, utrzymując miano siostry, pozorując szantaż, w którym kobieta była niewinną ofiarą — opowiedziała dalsze losy, aż do ostatnich dni.
— Kochał ją — wróci — upewnił, gdy się niepokoiła, że tak długo bawi. — Zresztą chce pani — pojadę za nim, przywiozę. Jestem pewny, że wróci. Jeśli tej pamięci złej i dobrej pozostał wierny, to pani zwycięstwo pewne. Podziękuję pani za szczęście. Takim rad za niego, aż się cieszę, że przecie ta moja niefortunna znajomość z Bronikowskim, spowodowała jego wyznanie.
Ożywił się i poweselał — rozmawiali czas jakiś o tym przedmiocie, ani się nie obejrzał, jak godziny biegły. Zegar wybił dziesiątą. Motold drgnął. Spojrzał na siedzącą naprzeciw niego dziewczynę, umilkł nagle, i rzekł po chwili namysłu:
— Jam tu dziś przybył w ważnym interesie, jako poseł Noltena. Pani się zapewne domyśla, o co chodzi?
— Ani trochę. Chyba pan Nolten chce dostać prawo na polowanie? Prawda, Kasjan mi mówił, że są łosie na Pohybelniku.
— Nie pani, Nolten prosi o prawo bywania tutaj.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/257
Ta strona została przepisana.