Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/268

Ta strona została przepisana.

łabym pana w błąd. Nie mam wcale zamiaru wychodzenia za mąż.
— To się tak mówi. Jeśli pani odmawia mnie, to dowód, że pani kocha i rachuje na innego.
Popatrzała nań chwilę z taką chłodną dumą, że się stropił i wzrok spuścił.
Ale dotknięta próżność rzuciła mu znowu na twarz fale krwi i ostre słowa na usta.
— Może nawet wiem, kto to jest, i z tym się porachuję.
Zdawało się przez sekundę, że jej wzrok się zachwiał, ale wnet oczy odzyskały nieugięty stalowy błysk i nozdrza się rozdęły buntem na groźbę.
— O, proszę pana — wyrzekła powoli — wolnam jest i tak spokojna, że nic mojego pan dosięgnąć nie może. Postąpiłam z panem uczciwie, co dalej pan czynić zamyśla, do mnie nie należy. To już sprawa pańskiego honoru.
Nolten się żachnął.
— Żegnam panią — rzekł w sztywnym ukłonie.
Ukłoniła mu się i ona — wyszedł. Patrzała jak odpływał — zmarszczyła brwi.
— I to się nazywa miłość! — mruknęła ironicznie. — I gdybym się zgodziła, toby się nazywało szczęście.
Przez drzwi zajrzał Wacław.
— Awantura! Ta małpa chciał się z tobą żenić! — wybuchnął pół obrażony, pół śmiejący.