Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Istotnie ślicznie urządził — dodała Bronka. — Teraz tam tak wesoło, gwarno, tyle dzieci! Bośmy z Lucjanami przyjechali cała bandą i wybraliśmy się do ciebie, żeby cię także ściągnąć. Mówię ci, taki wesoły gwar dzieciaków. Nina taka dzielna gospodyni — zabawisz się w serdecznem kółku rodziny.
Zośka poczuła dreszcz zgrozy, na samo wyobrażenie w myśli tego wesołego gwaru dzieciaków (było ich w kupie sześcioro — z ostatniem Lucjanów, które miało rok życia) i tych dwóch matek tego stadka i tego ciepła rodzinnego kółka i tej zabawy obiecanej. Odpowiedziała, obiecując się na potem — po powrocie Wacława i zagadała corychlej kwestję, pytając o Wilszyców.
Tu Karol opowiedział humorystycznie sprawę o czwórce kasztanów, potem przeszedł na różne anegdoty i plotki, a wreszcie rzekł:
— A wiesz, że Motold krachnął!
— Słyszałam, że poniósł grubą stratę w lesie.
— To jeszcze nic, ale żona mu kipnęła.
Był triumf, radość w tonie opowiadającego.
— Skończona parada — trzeba oddawać miljony. Będzie zmuszony sprzedać Łasick i pójdzie z kijem. Podobno z Noltenem są na noże — już przysłał i do Wzajemnego Kredytu, i do Towarzystwa Rolniczego prośbę o uwolnienie z urzędu prezesa. Kredytu niema na grosz, nigdzie się nie pokazuje, wstydzi się.