Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/280

Ta strona została przepisana.

daty, szczegóły. Wtedy przypuścili znowu szturm, by przyjechała, nie zaniedbywała rodzinnych stosunków, pamiętała o świętych węzłach krwi i serca, zapewnili, że ja bardzo kochają, ucałowali ją i zabrali się do odwrotu, bo Bronka lękała się nocą wracać i lękała się nocować bez ludzi.
Gdy wsiadali do łodzi, lądował właśnie Kasjan. Karol go poznał.
— Jak się masz! Słyszałem, żeś na porządnego człowieka wyszedł. Ktoby się był spodziewał.
— Słyszał pan? Ot sławniejszy ja widno od pana, bo ja o panu nie słyszał! — odparł chłop, błyskając zębami, w uśmiechu drapieżnego zwierza.
Karol nie uważał, czy nie zrozumiał zuchwalstwa — jeszcze z łodzi uprzejmie się do siostry uśmiechał i zawołał:
— Przyślijże nam Wacława. Przyjedźcie razem.
— Szczęśliwej drogi, bądźcie zdrowi — odpowiedziała.
Bronka zaczęła krzyczeć, bo łódź się chybotała, trzymała się konwulsyjnie burty. Karol usiadł, mało co mniej wystraszony.
Kasjan zmrużonemi szyderczo oczami patrzał za nimi.
— Aj, żeby ich tak skąpać na wielkiej głębi, toby ścichli odrazu. Spasł się «panicz Lolko»