Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/281

Ta strona została przepisana.

jak bujak, a za to panienczyna siostra to istny «suchopostój».
— Pocoś przyjechał? — spytała, brwi marszcząc.
— Panienka się swarzy na mnie, a ja mówię, jak prawda jest. Przyjechał ja z kartą od naszego panicza.
— Wrócił?
— Co dopiero.
— Sam?
— Bodajże. Dwa czółna rzeczy i statków przywieźli.
— A pani czy jest?
— O jej tyle rupiecia, to i baba do tego musi być w dodatku.
— Dajże kartę.
Kasjan podał świstek papieru, na którym było tylko to: «Błogosławionaś, Zośko, naszem szczęściem» i podpis obojga. Uśmiechnęła się i zamyśliła patrząc na te słowa.
A Kasjan wpatrywał się w nią, i aż kipiał z ciekawości. Wreszcie rzekł:
— Panienko — to już panicz w Ługach zostanie?
— Zostanie.
— Taki z tą swoją polubownicą?
— Co ty bredzisz. Toć jego żona.
— Iii — panienka tak chce mnie oszukać. Albo ja głupi. Żona toby wisiała przy nim, jak kleszcz na baranie. Ja widział, rzeczy znosząc,