Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/301

Ta strona została przepisana.

mnie pan namawiał do poślubienia Noltena. To była jedyna krzywda, jaką mi pan uczynił.
— To? — rzekł i wpatrzył się w nią z natężeniem całej duszy, by zrozumieć, by się nie omylić. — Pani wie, co mnie to kosztowało?
— Domyślam się — złość i zemstę Noltena.
— Nie — to namawianie pani. Tamto — było ułaskawienie od śmierci. Namawiałem — bo ja wiem, co mi się stało. Myślałem, bałem się — nie chciałem.
Przerwała mu:
— Myślał pan, żem kiedyś kochała pana i dotąd kocham — i że stoi pan na drodze mego szczęścia, losu, dobrobytu, karjery życiowej. Więc mi pan dał do zrozumienia, że to panu przykre, żenujące i żebym sobie skrupułów nie czyniła jakąś dziecinną mrzonką. Na razie nie zrozumiałam — byłam zanadto oburzona, że mnie pan traktuje jak towar do zdobycia — potem zrozumiałam — i teraz mam tylko żal. Litował się pan nade mną, a może pan miał wrażenie, że mi zwichnął życie. Otóż teraz chcę panu powiedzieć, że litości niczyjej, a tem mniej pańskiej, nie potrzebuję — a życie moje całe proste i takie, jakiem sobie wymarzyła. Mówię to panu żeby już nigdy nieporozumienia między nami nie było.
— Więc pani nie pamięta naszych studenckich rojeń — tego Ibsena, cośmy czytali razem
Przerwała mu: