Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/302

Ta strona została przepisana.

— Cały wieczór przecie przypominaliśmy te czasy. Jeśli zapomniałam, nie pan ma prawo robić mi z tego zarzut.
— Proszę nie szydzić. Ja tylko o łaskę prosić chcę, wytłómaczenia mego odstępstwa. Żeby pani uwierzyć chciała, żem to uczynił nie dla pieniędzy.
Na skronie wystąpiła jej łuna krwi.
— Pan woli mnie przekonać, że powodem było uczucie. Niech się pan nie trudzi — wierzę — i nie mam żalu do pana. I chyba pan zawsze czuł, żem wrogo i niechętnie nie usposobiona. Nie zmieniłam się w niczem.
Zapatrzył się w ziemię i rzekł:
— Dziękuję pani. Wacław przypomniał mi, że nie żyje się tylko do śmierci i ponad własnem ja — stoi idea. Dlategom musiał przyjąć jego ofiarę. Muszę też fizycznie i moralnie odpocząć — żeby móc wrócić do szeregu, na stanowisko. Gdy tylko zwalczę swą słabość — wrócę — jeśli nie z chęci i zapału — to z obowiązku. Proszę, rzućcie mi czasem słowo o sobie.
— Będzie pan miał często wieści.
Uścisnęli sobie dłonie w milczeniu i weszli do gabinetu gdzie małżonkowie udawali, że przeszukują nuty. Wacław spojrzał na wchodzących i rzekł:
— Z uwagi że jutro o świcie ruszamy, proponuję spoczynek, jeśli nie macie nic lepszego do roboty.