Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/313

Ta strona została przepisana.

liszek, resztę zapasów ofiarował chłopom i pozostał na górze, zapatrzony, zasłuchany, ledwie hamując niecierpliwość, by dobić się wreszcie celu.
Wydobył z kieszeni list i czytał go po raz setny. Ostatni był przed tygodniem otrzymany. Wyręczając Wacława, Zośka pisała w sprawie leśnej, potrzebującej jego decyzji i rady. Interes zapowiadał się świetny, zużycie masy drzewnych odpadków, więc pisała, wzywając go, by przyjechał na miejscu się zdecydować, po naradzie. I tylko w końcu parę słów. «U nas wiosna niebywale wczesna i ciepła. Proszę przyjechać, odetchnąć swojem powietrzem wśród swoich. Uważamy z listów, że opadła pana nostalgja. Wyleczy ją pan — i my radzi powitamy pana. Kasjan z czółnem będzie w miasteczku czekać od piątku — my codzień, jak zawsze».
Zeszedł na wodę, niezdolny czekać dłużej.
Chłopi już zjedli, wypili, już spali na mokrej ziemi, jak psy po polowaniu. Zbudził ich, otrząsnęli się i już byli gotowi. Kasjan trochę podpił, więc zaczął rezonować.
— Teraz musi być szósta — mogli jeszcze spać godzinę, bo na porostki przez Szczerbę polecim. Ale panu jeść nie skoro, a dojechać pilno. Namagaj, chłopcy musi pan do kogoś wracać pilno. Ciekawość, czy tam dziewki piękniejsze, jak u nas? Panowie to lubią po tych miastach hulać, a jak ja był kiedyś w Odessie, to ni