Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/35

Ta strona została przepisana.

ze mną zerwali stosunki. Sama jestem. Czy pan sądzi, że ten dział długo się będzie wlec?
— A ileż pani rachuje, jak długo?
— Rok. Do tegom przygotowana, a jeśli dwa lata, to będę czekać dwa. Im pilniej kończyć niż mnie. Ja nie mam nic, oni mają długi. Ja mam za sobą słuszność — oni tylko swoje chęci.
— Nie chciała pani prosić o gościnność krewnych?
— Tak. Od dwóch tygodni, gdyśmy postanowili oddać sprawę działu w ręce i na sąd panów, wyjechałam z Woronnego, bo to już nie mój dom i zanim sobie własne gniazdo uścielę, tu będę. — Zimno, ale do wiosny idzie, będzie cieplej. Dobrze mi pomimo wszystkiego. Uczę córkę pani Bajkowskiej za wikt i schronienie.
— Niechże mnie pani zapozna ze sprawą i ze swemi żądaniami. Czy posiada pani potrzebne dokumenty, plany, plenipotencję Wacława?...
— Wszystkom przygotowała. Oryginały planów zostały w Woronnem — ja tu mam kopję, którą zeszłego roku ojciec sporządził i gdzie nasze pięć części sam własnoręcznie pooznaczał. Testamentu nie zostawił, ale ta jego wola jest zupełnie z prawem zgodna, jak pan sam się przekona.
Rozłożyła na stole wielki, jak płachta plan, który Motold począł uważnie oglądać — czy-