Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/40

Ta strona została przepisana.

wali za całość cztery tysiące rubli rocznie — mieli wypasać stada wołów latem.
— A lasu w Woronnem niema?
— Owszem — jest w Peretopie, który dla Lucjana przeznaczał. Woronne ma gorzelnię, awuls, Wydmuch ma także młyn i folwarczek, za który płącą siedmset rubli. Ale siostra moja nie chce ziemi, już się zgodziła z Karolem na spłatę.
Spojrzała na plan i po chwili rzekła smutno:
— Pójdzie wszystko na marne, ino mój kęs zostanie i Wacławowi nie dam zmarnować. Ano, cóż robić — dobrze, że choć to się uchowa — będą mieli kiedyś rozbitki schronienie.
— Czarno pani widzi przyszłość!
— Siedm lat patrzę na nich. Poznać można! Ludzie, którzy wiecznie liczą na coś lub na kogoś, czegoś czekają — nie postępują.
— Są położenia, gdy samoistnie ocalić się nie można — rzekł. — Czy pani i tych skazuje na potępienie i zagładę?
Spojrzeli na siebie. Ona zawahała się, wreszcie rzekła:
— Ci tak drogo zapłacili za ludzką pomoc, że ich trzeba żałować.
— I przykład z nich brać, by podobnie nie czynić — zakończył jakimś twardym tonem, powstając i zbierając do teki papiery.
— Na dziś dosyć zmęczyłem panią, ale to się jeszcze nieraz powtórzy. Czahary zapewne