Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/50

Ta strona została przepisana.

czyłam. Ostatecznie wygrałam walną bitwę i hrabina Natalja mnie poparła. Zaręczyłam za ciebie, bom pewna, że nikt nie jest odpowiedniejszy na to stanowisko. Jesteś energiczna, młoda, zdrowa, zdolna — zresztą ja tam będę z tobą i we dwie damy radę.
— Dziękuję ci Stefa, serdecznie dziękuję. Aleście — jak mówią Niemcy — robiły rachunek bez gospodarza. Ja już na żadną służbę nie pójdę. Mam inny cel, inną ideę — inną drogę.
— Co? Idziesz i ty za mąż! Zakochałaś się?
— No — co do miłości — to jakibym ja człowiek była — żebym nie kochała. Ale za mąż nie idę.
— Więc co?
— Nic — tu zostanę.
— Jakto, tu?
— Tu — na swojej ziemi — sama ze sobą.
— Zośka — więc i ty zdradzasz nasze przysięgi?
— Mogłabym ci rzec, że nie pierwsza, ale się bronić nie myślę. Pierwsza zrywam naszą przysięgę. Widzisz — siedm lat od tego upłynęło. Siedm lat myślałam, czytałam, dojrzewałam, obserwowałam siebie i ludzi. Wy tam żyjecie w bezustannym ruchu i wirze miejskim. Macie inny punkt widzenia, inaczej czujecie, gorączkowo żyjecie — no i widzicie tylko miasto — jego nędzę, potrzeby, jego sprawy. Świat wasz wielki, nie przeczę — wielki i szeroki — z miljonów się składa i dla miljonów jest w nim pracy.