Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/52

Ta strona została przepisana.

o czemś, czego nie znasz — i nie wierz Bronce. Ja doskonale rozumiem, dlaczego tu jesteś i po co; może lepiej rozumiem, niż ty sama. Ta twoja hrabina Natalja ma siostrę za wujem Lucjanowej, a ten wuj pożyczył Lucjanowi grubą sumę. To tedy jedna zakulisowa protekcja, żeby mnie stąd wyrwać. Kosztować to będzie tysiąc rubli — jednoroczna moja pensja w tym waszym domu. Po roku albo mnie usuną, albo sama rzucę, bo to nie dla mnie jest zajęcie. I zostanę znowu na rozdrożu, a raczej na fali ludzkiego morza. Bronkę nastroiła rodzina, a wszyscy ciebie użyli za narzędzie, aby mnie stąd wywabić. Ej, nie — było mnie przed siedmiu laty nie pętać, z drogi nie zwracać, celu nie odbierać. Teraz jużem człowiek i żadna pokusa mnie nie poruszy. Daj tedy pokój, Stefa — mów o sobie, o naszych znajomych, ale mnie nie staraj się pociągnąć za sobą. To już pieśń, która dolatuje mnie słabem echem wspomnienia, to już nie pobudka mojego sztandaru — mam inny.
— Jakiż? — rzekła Stefa, widocznie urażona.
— Przyjedź do mnie, gdy będę u siebie — przyjedź w tym roku i przyjedź za lat dziesięć. Zobaczysz go i poznasz i zrozumiesz.
Stefa ruszyła ramionami.
— Moja droga — nie trzeba lat dziesięciu, by zrozumieć. Zostajesz, bo cię coś i ktoś tu trzyma. Gdy będziesz miała majątek, wyjdziesz za mąż i będziesz typową wiejską gospodynią.