Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Chłopa z Sydorów już na jutro, czut, świt zamówiłem, a Maksyma puściłem do domu. Niech panienka zje — to spać zaprowadzę, bo mnie czeka zabawa, że he! A zanim panienki nie ułożę — to nijak mi pić.
Roześmiała się.
— Tyś mnie nie na żarty w opiekę wziął Może i na rządcę do Czahar się zgodzisz?
— Myśli panienka, nie potrafiłby! Ojoj! A coby to za komedja była! Jakby ja mużykami orał — a żydami bronował. A jakby u nas wszystkiego było w bród! Panienka się śmieje — ojoj — żeby ja zechciał pod dachem żyć — ale mnie duszno! Ale zawszeć ja w drużbie dla panienki będę.
Podczas gdy jadła, usiadł opodal i objąwszy rękami kolana prawił, podniecony wódką.
— Ja tylko ten czaharski młyn znał — a teraz jak się rozpytał i rozsłuchał, to węszę, że to kąt taki tajny i bezpieczny, że gdyby tu z dziesiątek chłopów zuchów zebrać — toby królować było można. Nikt tu nie dogoni — zakonu czytać nie będzie. A coś mi się zdaje, że ten Moszko, to nie z mąki żyje i chleba z niej nie piecze. Niechno się lepiej flisaki popiją, to ja reszty się dowiem.
Chłopa z Sydorów też za język pociągnę, jedna ta wioska tu na taki szmat kraju, a i to w wodzie i olszynie siedzi i oprócz Filipowa innego miasta nie widzieli. Bogaty naród, bo nic