Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/83

Ta strona została przepisana.

— Ojoj! — była cała odpowiedź.
— Do południa opłyniesz?
— Ojoj!
— Jak ci imię?
— Imię?
— No, jak cię wołają?
— Naum.
— A żonkę masz? — spytała śmiejąc się, bo wyglądał na lat kilkanaście.
— Jest — odparł i splunął.
— Ożenili durnia — dopowiedział Kasjan. — Gadał mi jak było. Wdowę starą mu dali — ich było sześciu w chacie — więc bracia i ojciec w prystupy go wyparli. Rybacka chata i on rybak, to zna każdy kąt. Wokoło nas granicą obwiedzie.
Płynęli z falą więc szybko i chłop po chwili rzekł:
— To Mataszowa sianożęć.
Ale sianożęć była pod wodą — sterczały z niej tylko czuby łozy i olszyny.
— Nie bardzo ją Moszko czyści — mruknęła Zośka.
— A poco mu trzebić! Ma on dobrze i bez siana. To wasze Sydorce koszą? Na trzeciak?
— Na połowę. Atoe hat Semki!
— Płaci Moszce?
— Bodajże! Oni kompany. Ze Semką nikt się nie doprze ni do ryby ni do siana.
— To ten wasz starosta?