Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/92

Ta strona została przepisana.

rubli dzierżawy, brał trzy razy tyle, nie licząc dochodu z młyna.
Zrozumiała też, że masę tę poczciwą i dobroduszną, żyd, jak chciał wyzyskiwał — a trzymał ją zaś w grozie i poddaństwie starosta Semko.
Podczas tej całej rozmowy, Kasjan też nie próżnował. Z wielką misą jadła wyniósł się do sieni, otoczyli go wnet chłopi i tem śmielej szły rozhowory. Znalazła się w kieszeni zbója flaszka wódki i zapas tytoniu. Traktował, przepijali znajomość i po godzinie, wiedział już dzieje i stosunki każdej chaty. Dowiedział się też, że Likta «hańbowała» swatom, wybijała zalotnikom zęby, bo kroiła na bogacza Daniła, Semkowego jedynaka. Wogóle, o ile starsi biernie się poddawali władzy starosty, o tyle młodzież radaby się zbuntowała — ale «trusy» byli i ojcowie ich mocno trzymali. Sykali ale przez zęby, odgrażali się, ale oglądając trwożnie, czy kto nie podsłuchuje.
Kasjan jadł, wódką traktował, tytoniu nie żałował, a dusza mu się radowała, po twarzy latały śmiechy, oczy nabierały kocich, zielonych błysków. Czuł w powietrzu awanturę, wilczą wyprawę po zdobycz, nowe pole dla swego zbójnictwa, zaloty z dziewką, jak harmata, co «wybija zęby« i już mu pilno było panienkę odwieźć — i tu wrócić swobodnie, samemu używać po swojemu — do krwi, do śmierci!
Nagle chłopi umilkli, obejrzeli się, zamienili