Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/94

Ta strona została przepisana.

wreszcie, że przecisną się na Szczebry — przez huty — i z tem czółno ruszyło.
— Ostańcie szczęśliwie! — pożegnała Zośka.
— Z Bogiem jedźcie — do zobaczenia — odkrzyknęła gromada i stali jeszcze, nawołując do sternika, aż czółno zabiegło za olchy i Sydory znikły.
— Będziem tu żyć panienko! — rzekł Kasjan ochoczo, zsuwając czapkę na tył głowy.
— Choć nie zaraz, a będziemy — potwierdziła.
— To panienka myśli czekać do roku?
— Nie wiem, popróbuję pierwej — ale chyba nic z tego nie będzie. Rok nie wiek — doczekam się.
— Aj, panienka młoda, a gada jak stara! Stary jak trzeba podważyć, za kołkiem się ogląda — a młody na kułak rachuje! A już panience poprzysięgnę — tu się zatrzymał i spytał chłopa: to jakie uroczysko?
— Szczebry właśnie. Sianożęć — tam dalej het!
— No to ja poprzysięgnę — że panienczyne stogi tej jesieni na tych Szczebrach będą stały. I ot — mój kułak to zrobi!
Tu się zaśmiał i począł gwizdać.