— Zatem, przystępując do interesu, pan się chce żenić ze mną wedle podanych warunków.
— Tak, pani.
— Cóż pan żąda wzamian?
Twarz Chojeckiego nabiegła krwią; z niesłychanym wysiłkiem wymówił po chwili:
— Pieniędzy.
Panienka zrobiła grymas niezadowolenia. Może spodziewała się bardziej romantycznej zapłaty.
— Tylko zapłaty? — rzekła już zimno zupełnie. — I obowiązuje się pan zapomnieć nawet o mojem istnieniu po ślubie?
— Tak, pani.
— Jakiej sumy żąda pan?
— Pięciu tysięcy rubli — odparł głucho.
Zamyśliła się, nie patrząc na niego.
— Po ślubie? — spytała krótko.
— Kiedy pani wola. Dla bezpieczeństwa, żebym wziąwszy pieniądze, nie uciekł, lepiej będzie po skończonej ceremonji.
— Ależ nie o tem myślałam! — zawołała żywo. — Jeżeli tylko otrzymam pierwej mój kapitał od stryja, wypłacę natychmiast. Jaki pan podejrzliwy! Za karę będzie pan musiał zająć się wszystkiemi formalnościami, bo ja się na tem nie znam.
— I owszem, jeżeli się pani zgodzi. Dla bezpieczeństwa powinna pani pierwej zasięgnąć o mnie bliższych wiadomości.
— A to poco? Nic mi nie zależy na tem, kim pan jest. Dziś ślub, jutro jadę zagranicę, i nie
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/205
Ta strona została przepisana.