Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem.
— Gdzie on mieszka przynajmniej?
— Saska ulica numer 7.
— To dobrze, pojadę go pocieszyć.
— Jesteś bardzo do tego stosowna.
Henia powtórzyła adres dorożkarzowi i kazała się śpieszyć.
W oznaczonym domu, stróż zawiódł ją na korytarz samych kawalerskich mieszkań, otworzył jedne drzwi, wziął na piwo i odszedł.
Henia pierwszy raz w życiu znalazła się w najzupełniej obcem mieszkaniu.
Lampa z zielonym kloszem paliła się na biurku, przy którem Chojecki przerzucał jakieś papiery.
Nie zauważyła, jak wychudł i zmizerniał od ślubu; skonstatowawszy tożsamość osoby, była najzupełniej zadowolona.
Słysząc otwieranie drzwi, obejrzał się, poznał ją mimo mroku, i wstał, widocznie bardzo zdziwiony.
— To pani? — zawołał, oczom nie wierząc.
— A tak. Szukam pana od tygodnia, z tego powodu nie mogę wyjechać. Chciałam już policji polecić wyszukanie mojego męża.
— Pani mnie potrzebuje?
— Naturalnie! Ach, te prawa obmierzłe, te formalności, te chińskie ceremonje!
— Cóż się stało!
— Nie chcą mi dać pasportu bez pańskiego zezwolnienia. Nie mogę im wytłumaczyć, że są dwie kategorje mężów... Słyszana rzecz! To oburza-