Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/272

Ta strona została przepisana.

— O, stryj! ten oddawna nie bierze dziennika do rąk, twierdząc, że tam same nekrologi, po których ma sny niespokojne!
— O, plemię zacofane! O krety ziemne! Nic nie wiecie, kiedy sława europejska Heni nie doszła waszych uszu. Wszak o niej mówi świat cały. Nie dalej, jak we wczorajszym numerze był artykuł. Zaraz ci go wynajdę. Słuchaj:
„Rodaczka nasza, Harriet, zbiera podczas obecnego sezonu w Paryżu nowe laury. Zdanie ogółu jednozgodnie nazwało ją pierwszą gwiazdą czasu. Głos jej istotnie porywa tłumy — jest wyższy nad wszelką krytykę. Harriet ma świetną przyszłość i karjerę przed sobą. Na następny sezon zamówił ją Wiedeń, płacąc 5 000 guldenów za przedstawienie“.
— A co? — skończywszy, zawołał wujaszek z dumą w głosie i postawie.
— Cóż ty myślisz, hę?
Młodzieniec ruszył niedbale ramionami.
— Myślę, panie redaktorze, że kraj nasz za wiele ma już koników polnych, a za mało mrówek. Artykuł ten o tyle mnie obchodzi, że doniósł, gdzie znajdę pańską siostrzenicę.
— Czegóż może mrówka potrzebować od konika polnego? — mruknął z przekąsem redaktor.
Chojecki pomilczał, wreszcie potarł czoło i wstał żywo.
— Kiedyś, dawno temu, byłeś pan prorokiem, odradzając mi szalony projekt mego pseudo-małżeństwa. Odparłem, żem zbyt ubogi, by pomyśleć