ną bez fali. Głaz i woda byłyby przychylniejsze dla roju wielbicieli od serca tej kobiety. Tak, był to głaz, lecz naznaczony niczem niestartą literą, była to woda, szemrząca cicho wiecznie jedno imię, wiecznie jedno pragnienie. Miłość zaczarowała raz na zawsze duszę artystki, jak królewnę w baśni; spała dla całego świata i jeden był tylko człowiek czarodziej, który czar mógł zerwać, i ten ją nienawidził...
Dziwna natura człowieka, nigdy nie rada z tego, co ma, wiecznie buntownicza, niestała, zmienna.
Heni Dobrzyńskiej fortuna wysłuchała wszystkich żądań, a ona już je rzucać była gotowa, wzamian za odrobinę miłości niekochającego człowieka.
Trzy lata ostatnie, spędzone w wirze powodzeń i chwały, wiekami były. Czczość, pustka i szych tego życia, minowały jej duszę ogromną tęsknotą za czemś innem. Dawny spryt, dowcip, swoboda, pozostały na pozór niezmienne, tylko już figlów nie płatała i nie bawiła jej peruka dyrektora.
Talent jej rósł pomimo to. Morskie kąpiele, górskie wycieczki przez parę letnich miesięcy, dźwigały jej siły fizyczne i za nadejściem sezonu stawała znowu na scenie, zda się piękniejsza za każdym razem; śmiała się, kochała, oszukiwała, konała, spiskowała, a wróciwszy za kulisy, żartowała z gronem aktorek w swym saloniku.
Ze strojem teatralnym i klejnotami zrzucała sztukę z siebie: sama, w mieszkaniu kochała tylko.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/283
Ta strona została przepisana.