Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/34

Ta strona została przepisana.

Ruszyła, aby odejść, a jego nagła gorącość objęła. Przechylił się, wpół ją obiął i pocałował. Szarpnęła się, potrąciła gałąź jabłoni. Deszcz śnieżnych płatków osypał ich głowy, a on, odchodząc, zatoczył się, jak pijany.
Dwa miesiące zabawił i pokochali się z dziewczyną zapamiętale. Poszedł otwarcie do starego Kalinowskiego i o córkę uczciwie poprosił, ale natknął się na tak dumną i ubliżającą odmowę szlachcica, konserwatysty i katolika, że tylko zęby zaciął i zemstę zaprzysiągł.
Przyszło mu to łatwo, bo dziewczynę opór ojca rozegzaltował tak, że oddała się kochankowi duszą całą i ognistym temperamentem.
Jednak sprawy swej Nikita nie zaniedbał. Dnie spędzał w szkole i karczmie, skupiała się przy nim młodzież wioskowa, chciwie pożerając nową naukę. Propaganda rozwijała się świetnie. Niewola zaszczepiła w nich wszystkie nikczemne instynkty, ciemnota uwodziła na błędne rozdroża. Pijani byli żądzą odwetu na wszystkiem, co władzą się zwało, patrzyli na grunty dworskie, jak na swą przyszłą własność, bo Nikita przepowiadał podział równy, zniesienie podatków, darowywał im Rosję całą!
Tymczasem stawali się bezczelni i hardzi. Czynili szkody i bezprawia, odgrażali się buntem i zaborem, nie chcieli zarobkować we dworze, szynkarzowi tłukli szyby i odbijali wódkę.
Wieczory spędzał Nikita w wyborowem towarzystwie. Byli tam popi, diaki, nastawnicy, pisa-