Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/49

Ta strona została przepisana.

a poznał wnet braki wodza. Był świadkiem starć gwałtownych, niesnasek — poza klubem wściekłości Nikity; — nienawidził swych podkomendnych — nie mogąc ich ujarzmić. Siemionow do czynu się zdał, administracji podołać nie mógł. Mówił źle, unosił się łatwo, brutalizował delikatnych — ustępował przed warchołami — lękał się pięści i języków szui zuchwałej. Gregor jeden był mu ślepo posłusznym, na mieszanych zgromadzeniach wcale nie dysputował, zachowywał się chłodno i rozważnie — nie ubliżył nigdy przywódcy. I stało się, że Nikita pewnego dnia wyznał mu swą niezaradność, poprosił pomocy.
Gregora znali dotąd tylko z artykułów w „Ziemi i Woli“ — artykułów świetnych, pełnych rozumowań ścisłych i planów potężnych. Wertowano je w klubie, w ciasnych głowach nawet czyniły one jasność, sprowadzały najsprzeczniejsze żywioły do jednej idei i celu. Artykuły te miały dziwną moc spokoju, uszanowania i logiki. Wtedy to na jednej z burzliwych sesyj, gdy debatowano nad propagandą wśród wojska, a Nikita daremnie chciał ład zaprowadzić, kilku najburzliwszych rzuciło się do Gregora.
— Ty, powiedz, co myślisz? Jak ty, tak my! — wołano.
Gregor pierwszy raz powstał i przemówił wśród ciszy, której klub nie znał:
— Kim my jesteśmy? Członkami klubu, czy nie? Jeśli nie, jesteśmy zgrają; jeśli tak, powin-