Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/50

Ta strona została przepisana.

niśmy jednego słuchać. Ja w imieniu wszystkich przepraszam Nikitę!
Nikt już tego wieczora głosu nie podniósł. Nazajutrz przyszli do Gregora trzej socjaliści, najtężsi, najpoważniejsi z grona: Dmitri Achaczeńko, Fiodor Małyczew i Iwan Satin.
— Słuchaj! — rzekł Achaczeńko — ma nami kto kierować, to tylko ty. Nikity słuchać nie chcemy.
Gregor przez chwilę tylko patrzył na nich tak, że spuścili oczy.
— Czy Nikitę narzucono wam? — spytał.
— Wybraliśmy sami, bo wówczas był najstarszy!... Teraz my dorośliśmy i przerośliśmy jego...
— I przeto jesteście zdrajcami. Nie wy uczynicie co wielkiego! Ja jeszcze nie dorosłem niczego, oprócz posłuszeństwa Nikicie.
Wysłańcy poszli zawstydzeni.
Nikita tego samego dnia wiedział o tem przez szpiegów. Gregor spotkał go w drukarni „Ziemi i Woli“, gdzie przyszedł z artykułem. Ponury był Siemionow i ledwie mu dłoń uścisnął.
— Nikita, tobie nie wolno być człowiekiem.
— Sobacze mięso! — burknął chłop zawstydzony.
— Jeśli ci chodzi o mój szacunek, to daj dłoń! Nie nam myśleć o takiej nędzy!
Już pojednani, złączeni ściślej i poważniej, ruszyli do klubu.
Świda i Maksymow weszli doń jednocześnie z Gregorem. Kaleka nie zajmował się żadnemi no-