Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/73

Ta strona została przepisana.



V.
STARY I MŁODY GLEBOW

Sewer Sławicz począł wierzyć we wróżki i czarodziejów, w zaklętych królewiczów, w fantastyczne przygody bohaterów arabskich bajek. Droga z Kijowa do Petersburga snem mu się zdała, a przyjazd do stolicy upoił go. Gdy wysiedli, on i generał Glebow, głowy poczęły się chylić, karki giąć, żandarmi salutować, a z tuzin galonowej służby otoczył ich wnet, z ust odgadując chęci. Szpaler policji utworzył się i środkiem ciżby, zalękłej, ciekawej, przechodził potentat śledztwa i szpiegów, nadęty, ponury, a za nim młodzieniaszek bardzo ładny, przebrany już w wykwintną odzież i ledwie trochę tylko nieśmiały.
Naczelnik trzeciego wydziału był pyszny.
W dzień wyjazdu do Kijowa odkryto tajną rewolucyjną drukarnię, złapano chłopca, rozlepiającego socjalistyczne plakaty, ujęto podejrzaną osobistość, obładowaną prochem, słowem policja dotarła do jądra kwestji, i — jak pisały dzienniki, pozbawiła nihilizm głowy i przywódców. Jenerał Glebow ośmielił się tedy prosić monarchę