Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/92

Ta strona została przepisana.

ko odetchnął i z niekłamanym zapałem uścisnął syna.
Tegoż dnia, pozorując obowiązkami służbowemi, Sewer uwiózł żonę do Petersburga. Rzeczywiście powoływała go służba hrabiny Zity, a przytem nie mógł patrzeć w oczy Gizelli, w te oczy fiołkowe, słodkie, głębokie, a takie czyste i prawe.
W pysznym pałacu Glebowa rozpoczęło się nowe życie hrabianki. Świat spodziewał się scen i skandalów, widząc, że Sewer w niczem dawnego trybu nie zmienił, ale zawiodły się tym razem ludzkie języki i ciekawość. Pałac był cichy, żadna zeń nie wyszła plotka, najciekawsi nie dostrzegli niczego podejrzanego.
W parę tygodni po ślubie Gizella zachorowała ciężko, miesiąc walczyła ze śmiercią, potem ukazała się znowu w świecie, przyjmowała i składała wizyty, bywała na balach, spełniała z uśmiechem i spokojem obowiązki swego towarzyskiego stanowiska.
Z młodej dzieweczki stała się wielką damą, i nikt nie dojrzał w niej najmniejszego cienia, śladu rozbicia, złamania, zawodu, wiedzy nawet tego, co się działo wkoło niej.
Czas, zbywający od przyjęć i świata, poświęciła ubogim, chorym, dziatwie bezdomnej; opatrznością była nędzy, należała do wszystkich filantropijnych zakładów, zyskała rychło popularność dobrodziejstwa. Z mężem zaledwie się widywali chwilowo. Z taktem i miarą unikała wszelkich wyjaśnień i scen przykrych. Nie rzekła doń nigdy