ręce na kość upracuj, a czystą wodą i piaskiem wyszoruj! Takoż trwaj bezustanku, aż cię dzieci wyręczą na starość; wtedy twoich rąk dobrych pożałują, wtedy za twój znój tobie zapłacą! A i języka swego pilnuj, bo język złej baby to jak ten jaskier, co na zdrowem ciele rany wyżera. Taką ci radę daję. Przyjdzie czas, że ludzie mężowi twemu nie będą dostatku zazdrościć, ale gospodyni i żony. Wtedy on ciebie uszanuje i patrząc na ciebie, sam w swoich oczach wyrośnie. Wtedy ty za duszę Makara pacierz zmów i mąż twój niech zmówi!
Umilkł. Rodzina cała, w przeciwległym rogu izby zebrana, zachowywała się poważnie. Słuchali, ale bez żartów i uwag; na młodych nikt z drwinami nie patrzał. I panna Jadwiga i Jan stracili do żartów ochotę. Nastrój był skupiony i uroczysty. Dziad stary był tak szanowny, że pan Jan uczuł wstyd, iż go oszukują. Pani Aniela, zawstydzona, czerwona, poruszona, drżącemi rękami dobyła miedziaki z chustki.
Stary ją zatrzymał.
— Schowajcie groszaki. Nie biorę za radę, ino za zioła. A ty, dziewczyno, czego chcesz?
— Ona zaręczona i chciałaby, żeby ją jej chłopiec zawsze tak samo, jak dziś, kochał — odpowiedziała za nią pani Aniela.
Stary zamyślił się i powoli, jak przez sen mówił:
— Ty sama nie wiesz, dziewczyno, czego ty chcesz. Wieczne kochanie jest, ale ten je dostanie, kto dostanie ziemi z brózdy, której noga nie deptała. Tę ziemię weź i na piersi noś w woreczku z płótna, do którego się ręka nie dotykała.
— Żartujecie, dziadku — uśmiechnęła się pani Aniela.
— Nie żartuję. Ten żartuje, kto niebywałych rzeczy chce. Ten głupi. Dziewczyna głupia, bo młoda. Kocha ciebie teraz chłopiec, bo na każdą dumkę Bóg lata wyznaczył, a jemu teraz czas na kochanie. On
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/129
Ta strona została przepisana.