ojce ma, co za niego myślą, on matkę ma, co jego pilnuje, on gotową ma i strawę i odzież i dach i robi za zabawę, na schwał przed drugimi. A jak on ciebie weźmie, to jemu wstyd o kochaniu, jak błaznowi, myśleć, jemu wstyd z tobą się cackać. On wtedy człowiek, nie chłopiec, on chaty węgieł, on pola gospodarz, on dobytku ojciec. Wtedy dumki jego męskie będą, wtedy on stada przodownik, wtedy on jak gniazda samiec. Miejsce jego z ostatniego pierwsze, głos jego nie do kochania, ale do rady. Tedy ty nie żądaj od niego kochania, ale pracy, statku i opieki. Tobie jemu nie kochanką być, ale pomocnicą, ale pierwszą robotnicą i najlepszą sługą. Nie ten ciebie wiecznie kochać będzie, kto ciebie żoną woła, ale ten ciebie do śmierci miłować powinien, kto do ciebie «matko» powie. A słuchając wołania tego, ty dziewczęce, głupie dumki zabędziesz i wstydzić się ich nawet staniesz. Bo twoje dumki wtedy będą o tych, co ci milsi mają być od męża, od rodzonej chaty, od młodości... Staraj się tylko, żeby twój chłopiec ciebie nie lubił, ale szanował, żeby do ciebie mówił nie «ty zazulo», ale «wy, gospodyni»; żeby twego miejsca przy sobie komu innemu nie oddał i chlubił się dziećmi, mówiąc, że do matki podobne. Wtedy ty, w spokoju swoim na nim bezpiecznie oparta, za Makara pacierz zmów i jemu przykaż zmówić.
Panna Jadwiga słuchała. Rozbawiona jej twarz powlokła się zadumą i powagą. Zapomniała, gdzie była i kto do niej mówił; bezwiednie postąpiła krok naprzód i pocałowała czarną rękę dziada, na kiju opartą.
A wtejże chwili od progu, gdzie bezczynnie stał i słuchał, przybliżył się też parobczak i wnet po dziewczynie pochylił się nad ręką starego.
Makar wtedy dopiero go spostrzegł.
— A ty czego, chłopcze? — zapytał zdziwiony.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/130
Ta strona została przepisana.